Rys. Design Your Home with me |
Jak tak czasem patrzę na te moje dziewczyny to mi ich żal...
Niby mają przeróżne zabawki, domki dla lalek , lego, sikające bobasy, gadające laptopy, brokaty, błyszczące naklejki, kolorowe papierki ( a nie złotka od czekoladek jakie zbierało się za moich czasów),
na rower nie muszą czekać do I Komunii :) ( tu gdzie mieszkamy, brak roweru to jest naprawdę duuuże zaniedbanie, porównywalne z posiadaniem dziecka ze sczerniałymi jedynkami :)) .
Mają dodatkowe zajęcia dostosowane do zachcianek i talentów, książki pięknie zaprojektowane, materiały edukacyjne każdej maści, zagraniczne wycieczki - jednym słowem mają wszystko to, za czym tęskniły dzieciaki wychowane w latach 70/80- czyli te z mojego pokolenia ( ale i na pewno wcześniejsze i nieco późniejsze również ).
A przede wszystkim mają najbardziej deficytowy towar z PRL-u i pierwszych lat dzikiego kapitalizmu w Polsce czyli
naszą (rodziców) bezgraniczną uwagę.
Niby mają wszystko to czego potrzebują , ale czasami mam wrażenie ,ze nie mają czegoś bardzo istotnego, czegoś co pozwalałoby im swobodnie kształtować osobowość i znaleźć swoje miejsce w świecie.
A mianowicie
wolności.
Nie wiem jak u Was było, ale mnie w dzieciństwie nikt lektur nie wybierał ( i nie czytał !), nikt nie budował ze mną domów z klocków, nikt nie układał puzzli, nikt mi zabaw nie obmyślał .
I sądzę, że podobne wspomnienia ma większość dzieciaków w zbliżonym do mojego wieku .
Dorośli mieli swój świat, ważnych spraw i dziecięcy światek mało ich interesował.
I to chyba była norma.
Mimo tego zupełnie nie pamiętam, żebym się nudziła, albo żeby mi tych dorosłych w moim światku brakowało...
Nie będę opisywać zabaw z dzieciństwa :), musicie uwierzyć mi na słowo :
odbywałam
podróże międzyplanetarne :)
Jak już wspominałam we wpisie o blokowiskach wychowałam się na typowym PRL-owskim osiedlu.
Szkoła znajdowała się po drugiej stronie ulicy, a tuż obok mojego bloku rozpościerały się łąki, sady i ogródki - teren eksploatowany przez okoliczną dzieciarnię.
Bez żadnego nadzoru dorosłych.
Oczywiście czasem ktoś wyjrzał przez okno, zawołał, upomniał, ale generalnie świat dorosłych w naszym życiu nie istniał.
Grało się w gumę, w klasy, w chowanego, podchody, huśtało się godzinami na huśtawkach, wisiało na trzepakach, budowało piaskowe domy w pełni wyposażone.
Latem nawet robiliśmy ogniska na wspomnianych łąkach, konstruowaliśmy namioty ( z koców), jeździliśmy na rowerze, wrotkach, zimą na łyżwach .
W czasie ferii zimowych w naszej szkole na betonowym boisku, woźny wylewał wodę i w ten sposób tworzyło się lodowisko. Wspaniała rzecz.
Teraz przepisy BHP na pewno by na to nie pozwoliły.
A jak już się jechało z rodzicami na tę wieś to można było turlać się po trawie, łazić po niej boso, wspinać po drzewach .
Nikt nie ganiał za nami ze środkiem odstraszającym kleszcze i nigdy żadne z nas żadnego kleszcza nie miało.
Co najwyżej pocięły nas komary, albo użądliła pszczoła podczas zbierania kwiatków na dziewczęce wianki.
Jadło się maliny, jeżyny, jagody prosto z krzaka i nikt o żadnej bąblowicy nigdy nie słyszał.
Dzisiaj życie wygląda zupełnie inaczej.
Nawet 8 -letnie dzieci odprowadza się i przyprowadza ze szkoły.
Kiedyś to było nie do pomyślenia.
Mieliśmy w klasie chłopca odprowadzanego przez mamę do 2 klasy i przez całą podstawówkę (jeszcze 8-letnia) traktowaliśmy go jak lekko niepełnoprawnego. :)
Nie wyobrażam sobie też by ( przynajmniej tu gdzie mieszkamy) wypuścić dziecko samo na dwór.
Zresztą nikt tego nie robi. Przynajmniej do około 10, 12 roku życia dziecka.
I tak ciągnę się za tymi moimi dziewczynami wszędzie i myślę sobie, że im i sobie w gruncie rzeczy bardzo współczuję :).
Ze względu na to organizowanie dzieciakom zajęć, życia, atrakcji i rozrywek również
nasze ( rodziców) towarzyskie życie niemal nie istnieje.
Wprawdzie duże znaczenie ma tutaj fakt, że jesteśmy emigrantami ( i to zaledwie 3-letnimi) i nie mamy żadnej babci, cioci, której można by dzieciaki z czystym sumieniem podrzucić.
Istotne jest tez to, że trochę trudniej na emigracji o kontakty towarzyskie i naprawdę bratnią duszę :).
Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem moi rodzice prowadzili intensywne życie towarzyskie i to była raczej norma :).
Ciągle, ktoś w rodzinie miał urodziny, a jak nie było tego typu okazji to wujkowie umawiali się do któregoś z domów na karty :), ciocie na ploteczki, a dzieciarnia na dzikie harce :).
Związek z rodzicami był nieco luźniejszy, wokół zawsze byli inni krewni, czy znajomi rodziców.
Teraz życie rodzinne jest na ogół bardziej zamknięte, mniejsze są też rodziny, mniej w nich dzieci, mniej są otwarte na kontakty z innymi krewnymi, mniej w tym życiu chyba generalnie spontaniczności, więcej planowania, organizowania.
Na pewno poświęca się dzieciom więcej uwagi, słucha, analizuje , prowadzi dyskusje.
I to jest dobre.
Tylko czasem mam takie wrażenie, że dzisiejsze dzieciaki są mniej beztroskie.
I to jest bardzo smutne.
Moja 4-letnia córka zanim wyjdzie do przedszkola przypomina mi żebym nasmarowała ją kremem przeciwsłonecznym i popryskała środkiem odstraszającym kleszcze.
A to wszystko dlatego, że każde nasze spontaniczne wyjście do lasu, albo do przedszkolnego ( zalesionego ) ogródka bez odpowiedniego zabezpieczenia kończyło się przyniesieniem do domu nowego lokatora.
A znowuż o kremie zapobiegającym oparzeniom słonecznym nieustannie trąbią panie w przedszkolu .
Co mnie wkurza trochę, bo słońca w tym roku jak na lekarstwo i wcale mi się nie uśmiecha smarowanie dzieci co 5 minut kremami naszpikowanymi chemią blokującymi dostęp witaminy D do ich wątłych bladych ciałek)
I tak mogłabym pisać i pisać.
Oczywiście były pokolenia dzieci wychowanych w jeszcze gorszych i jeszcze bardziej stresujących warunkach...
Nieustannie zastanawiam się dokąd ten świat zmierza i dlaczego mam wrażenie, że ciągły postęp cywilizacyjny zamiast prowadzić nas do życia lepszego, pełniejszego, radosnego i
wolnego (!),
powadzi do życia pełnego ograniczeń, pułapek cywilizacyjnych (w które tak łatwo wpaść dorosłym a co dopiero dzieciom !), stresu i kompletnego oderwania od natury i naturalnych potrzeb ludzkiego gatunku.
Świat staje na głowie.
I to chyba jedyna analogia z czasami beztroskiej zabawy w dzieciństwie - a konkretniej z wiszeniem na trzepaku głową w dół - wtedy też świat stawał na głowie. :)
Ciężko znaleźć złoty środek, bo i wiele się zmieniło, ale myślę, że Twoje dziewczynki są szczęśliwe, że mają taką uważną mamę, na którą mogą liczyć :)
OdpowiedzUsuń:) Wiesz jak jest... te "uważne" mamy to chyba nie są najfajniejsze..
UsuńOpisałaś swoje dzieciństwo i zatęskniłam za latami, kiedy od rana do wieczora z przerwą na posiłki i coś do picia spędzało się na zakurzonym podwórku z gronem znajomych z bloków obok. Szkoda, że wszystko tak się pozmieniało i nie można dać dzieciom takiej swobody, jakiej my sami byliśmy nauczeni w latach 80/90-tych
OdpowiedzUsuńJak czasami opowiadam moim dzieciakom jak się kiedyś żyło to " robią wielkie " oczy. :)
UsuńBardzo sentymentalny wpis:) Trochę się boję tego etapu życia, więc z ciekawością przeczytałam to, co napisałaś:)
OdpowiedzUsuńże niby taka stara jestem ? :)
UsuńBardzo ciekawe przemyślenia. Prawo tego świata jest takie, że nie ma nic stałego. Warto zatem kolekcjonować swoje wspomnienia :) Przy okazji - genialny rysunek!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńMoże jakaś stara nie jestem, ale faktycznie, już moje dzieciństwo dużo różniło się znacznie od teraźniejszego.
OdpowiedzUsuńJa się czasem zastanawiam jakim cudem wogole przeżyłam swoje dzieciństwo. Codzienne wychodzenie, skakanie gdzieś po parkach, po drzewach, zaroślach.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wszyscy się chyba nad tym zastanawiamy :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście dzieci mają coraz mniej "wolności", ale chyba nie czują się pokrzywdzone, bo nie wiedzą, że może być inaczej. Nie wiadomo jednak, która opcja wychowania okaże się lepsza. To już ocenią następne pokolenia. Niedawno przypominałam na swoim blogu "Najbardziej popularne i lubiane zabawy podwórkowe". Łza się w oku kręci ...
OdpowiedzUsuńCiężko zachować równowagę... Nasze dzieciństwo nie było idealne, ale to jakie miewają nasze dzieci ... niby beztroskie , a czasami takie mało dziecięce mi się wydaje.
UsuńHm.. niby tak. Mi najbardziej sie rzeca w oczy fakt, ze dzieciakow nie ma za duzo na dworze tylko siedzą przed telewizorem lub komputerem
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie tragiczne!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCoś mi się zepsuło w związku z Twoim blogiem i nie mogę dodać komentarza, więc napiszę tu:) Bardzo podoba mi się Twój wpis o pieskim życiu dzieci. Niby temat wypływał już w różnych miejscach wielokrotnie, ale fajnie, że zwróciłaś uwagę na to, że współczesne dzieci mają nie tylko gorzej, ale też w pewnych kwestiach lepiej niż my. Ale z tą wolnością rzeczywiście jest coś nietentego. Kiedyś czytałam artykuł w gazecie, niestety nie pamiętam jakiej, o obecnej paranoi na temat bezpieczeństwa dzieci. Podobno zbadano, że liczba przestępstw popełnionych na dzieciach w porównaniu z poprzednimi dekadami zmalała, ale wzrosła kilkusetkrotnie liczba ogólnodostępnych wiadomości na ten temat w mediach. Dlatego wydaje się, że czasy stały się bardziej niebezpieczne, choć w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńNa początku wspomniałaś o rowerze z I Komunii, pamiętam jak ja dostałam swój pierwszy już "duży rower" i jaka byłam wtedy szczęśliwa. Pomimo że urodziłam się w latach 90 to wiem dokładnie o czym piszesz :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żeby dzieciaki były szczęśliwe niezależnie od zabawek jakie posiadają!
Pozdrawiam
http://www.aleksandramakota.pl/
Tez tak myślę i dostrzegam tez ,że "rodzicielstwo bliskości" ma swoje pułapki...:) złoty środek jak zwykle idealną receptą ;)
UsuńChoć jestem dzieckiem lat 90., to nie pozostaje mi nic innego jak podpisać się pod Twoim tekstem rękami i nogami. Prawdę opisałaś.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ciekawe gdzie przebiega ta granica , że zaczęło się zmieniać...:). Lata 90-te mówisz tak samo było.
UsuńTo prawda, że teraz trochę bardziej się nad tymi dziećmy "trzęsiemy". I o ile wspólne zabawy z dzieckiem to moim zdaniem dobra zmiana (ale bez przesady, dziecko musi się też bawić samo i samo potrafić znaleźć sobie zajęcie) o tyle odprowadzanie pod drzwi szkoły 9-latka to trochę przesada, szczególnie jeśli dziecko ma blisko do szkoły. Chcemy być tak dobrymi rodzicami, że czasem brakuje nam spojrzenia z boku i równowagi, czasu dla siebie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, a co jeżeli ma dalej do szkoły ? I zaczynają się dylematy... :)
UsuńMam identyczne odczucia, dokładnie tak jest! Ale też z drugiej strony mam wrażenie, że na dzisiejsze dzieci czyha więcej zagrożeń.
OdpowiedzUsuńMyślę,że w naszym dzieciństwie tez liczne zagrożenia były , zmieniła się natomiast świadomość rodzica i samo podejście do wychowania :). Czy na dobre ? Cały czas to rozważamy? A rozlicza nas pewno nasze dzieci ;)
UsuńPrzypomniałaś mi większość wspomnień z dzieciństwa, które właśnie było wolne, a nie zorganizowane. Powiadają, że najlepszym sposobem na uwolnienie kreatywności jest nuda i jak sobie myślę o dziecięcych czasach, to to miało sens. Tylko teraz jest pewnie trudniej, bo ta presja zajęć dodatkowych jest taka duża...
OdpowiedzUsuńPresja , presją , ale chyba najważniejsze jak to odbiera sam zainteresowany... Moje jedno rwie się na niemal każde zajęcia dodatkowe :), a drugie niekoniecznie :)
UsuńMoże trudno w to uwierzyć, ale dziś rano jak popatrzyłam na swojego Syna, który nie wiedział jaką wybrać zabawkę i co ze sobą zrobić, pomyślałam... "Dziecko, ja nie miałam nawet 1/4 zabawek co Ty, a zawsze było coś ciekawego do roboty". W tym momencie przyszła mi do głowy podobna refleksja, że im więcej się staramy zapewnić Dzieciom atrakcji i zabawy, tym one stają się coraz mniej samodzielne. Co prawda jestem za tym aby poświęcać dzieciom jak najwięcej czasu, ale nie można ich we wszystkim wyręczać... .
OdpowiedzUsuńDokładnie, trochę mam wrażenie ,że ta sama zasada dotyczy dorosłych ;)... Jak byłam dzieckiem , było wokół wiadomo jak - biednie- a dzieci mnóstwo , teraz obserwuję i rozmawiam z ludźmi tu gdzie mieszkam ( Niemcy), którym generalnie żyje się dostatniej i normą jest ,że mają 1 dziecko i ewentualnie psa . :) Bardzo dużo ludzi nie decyduje się na dzieci w ogóle i to wcale nie z powodu problemów z zajściem w ciąże, ale po prostu , bo tak. Boooo mieli trudne dzieciństwo ( ;)), booooo to duża odpowiedzialność ( :)), boooo dzieci ograniczają ,a tu tyle rzeczy do zrobienia ( :)). Wszystkie odpowiedzi autentyczne. Wniosek nasuwa się jeden : dobrobyt rozleniwia i demoralizuje. :) Pozdrawiam
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńU nas dzieci bawiły się na osiedlowej budowie od wieku 3 lat bez żadnego nadzoru rodziców :). Do domu szło się tylko coś zjeść w locie, na dworze było mnóstwo pomysłów i zawsze kogoś znajomego można było spotkać. Dzisiaj dzieci wolą siedzieć przed komputerem, a przed blokiem pustki. Smutne, ale prawedziwe.
OdpowiedzUsuńA nawet jak nie siedzą przed kompem jak moje, to wszędzie ciągnie się za nimi mamuśka ;) ( mówię o mojej sytuacji) :)
UsuńDokładnie. Ja też zażyłam wolności. I nie wyobrażam sobie spędzania całego czasu z rodzicami...
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobne do Twojego dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńCzasem patrząc na obecnych nastolatków (i młodsze dzieci) zastanawiam się, czy czy byliby w stanie, przeniesieni w przeszłość, przeżyć w niej kilka dni. Być może tak, o ile obyłoby się bez interwencji przerażonych czyhającymi zewsząd zagrożeniami ich rodziców.
Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuńDotyka aspektu bardzo istotnego.
Ja też mojego syna boję się wypuszczać samego na dwór. Statystyki w końcu mówią, że co 2 minuty na świecie zostaje porwane dziecko :|
To nie rodzice się zmienili ani dzieci... to świat się zmienił. Poprzez różne kanały informacyjne docierają do nas co chwila tragiczne newsy. Kiedyś były 2 kanały w TV ;) To tego się boimy, że naszą pociechę spotka coś złego ze strony złych ludzi.
Własnie pytanie czy boimy się , bo naprawdę zwiększyło się zagrożenie dla naszych dzieci czy dlatego ,że jest więcej informacji na ten temat?
UsuńChyba jesteśmy rówieśniczkami bo opisałaś moje dzieciństwo :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się- teraz dzieciom brak swobody,wolności czy nawet myślenia momentami. Szkoda..Ciekawe do czego to wszystko zmierza.
No właśnie, Twoje ostatnie zdanie jakoś zabrzmiało mi złowieszczo...;)
UsuńMam tez obawy, że nieco starsza jestem ( niestety !) ;)
W samo sedno! Aż strach pomyśleć jak wychowanie dzieci będzie wyglądać za 30 lat np.
OdpowiedzUsuńTak, nawet nie chce mi się nad tym zastanawiać ;). A wiesz może właśnie dokona się kolejna wolta i będzie znów jak za naszych czasów ? :)
UsuńJa wychowywałam się w latach 70-tych i faktem jest, że mnóstwo czasu spędzałam z siostrą i koleżankami na podwórku, ale też pamiętam , że sporo czasu poświęcali nam rodzice. Chodziliśmy na spacery, graliśmy w gry, wyjeżdżaliśmy na wspólne wycieczki, jeszcze, kiedy miałyśmy po naście lat. Mama prowadzała nas też dość długo na dodatkowe zajęcia, fakt nie było ich wiele, ale były.
OdpowiedzUsuńDzisiaj w sumie nie robię nic innego z moimi dziećmi. Gdyby przy naszym domu było podwórko, to na pewno dzieciaki mogłyby się na nim bawić, ale podwórka nie ma niestety, więc inaczej muszę sobie z tym radzić, siłą rzeczy, jestem bardziej zaangażowana.
Czy dzieci mają z tym kłopot? Myślę, że nie, bo jak ktoś już napisał, nie wiedzą, że może być inaczej, a wolność sobie i tak z biegiem czasu, same wypracowują, a właściwie, to sobie wypracowujemy wspólnie drogą ustępstw. Też tęsknię do tego, co było, ale co robić? Świat się zmienia, niekoniecznie, albo nie w każdym aspekcie na lepsze i dlatego musimy dostosowywać swoje zachowania i działania do tego, co jest i co nas spotyka.To tak w wielkim skrócie.
Niby z jednej strony ograniczenia i mniejsza wolność, ale proszę sobie zobaczyć ile jest historii z 'tamtych czasów', o dzieciach które zaginęły jako kilkulatki i do tej pory nie wiadomo co się z nimi stało. Może nadopiekuńczość to znak naszych czasów, ale nie bez powodu. Rodzice mają teraz trochę większą świadomość zagrożeń i wcale się nie dziwię, że te granice swobody rozsądnie się przesunęły.
OdpowiedzUsuńPomyślcie też o wyjeździe tutaj - https://arkadiacare.pl/badenia-wirtembergia-ciekawostki Badenia-Wirtembergia jest piękna. W okolicy znajduje się mnóstwo atrakcyjnych miejsc, jest co robić, nie ma nudy. Ale też kwestia taka, jaki preferujecie profil spędzania wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcie jak i cały wpis.
OdpowiedzUsuń